To była męcząca noc, co kilkadziesiąt minut na najmniejszy odgłos budziłem się, odruchowo zerkając w górę, czy nie nadchodzą nieproszeni goście z okolicznych kanałów. Pod jedynym na piętrze i niewyobrażalnie syfiastym prysznicem był taki tłok, że zdecydowałem się poczekać na kąpiel do momentu dotarcia na dworzec. Walczyłem jeszcze przez moment, ale widok karalucha wielkości mydła, pełzającego brzegiem porośniętej wodorostami umywalki, do reszty zniechęcił mnie nawet do umycia zębów. W sumie dziwne, myślałem, że przekroczyłem już granicę tego, co może mnie tu zadziwić lub zobrzydzić.
Prysznic na dworcu. Trzeba przyznać, że mimo niewiarygodnego w Indiach brudu, wszystkie zaliczone przeze mnie stacje kolejowe - zarówno te w wielkich miastach, jak i na prowincji - wyposażone są w bezpłatne prysznice dla pasażerów. Ich standard może być różny, ale są. Wbrew oficjalnej propagandzie o zniesieniu systemu kast i budowie społeczeństwa egalitarnego, na większych stacjach ?odświeżalnie? podzielone są na klasy odpowiadające posiadanym biletom. Bilet na pociąg pierwszej klasy (sypialny lub zwykły - klimatyzowane wagony z lotniczymi fotelami), jest około 2 - 3 krotnie droższy od ?second class sleeper?, z czego wynika też prawo do korzystania z dworcowych pryszniców o podwyższonym standardzie. Jest tam czyściej, kabiny prysznicowe są większe i posiadają haczyki do powieszenia ubrania, a na ścianie z umywalkami można spodziewać się lustra. Wyniuchawszy tę różnicę, zawsze na ogół korzystałem z tych lepszych, większość pracowników kolei nie żąda od białych okazania biletu przyjmując, że podróżują pierwszą klasą. Teraz też pewnie przekroczyłem drzwi prowadzące do odświeżalni przeznaczonej dla lepszej odmiany homo sapiens, gdy nagle usłyszałem piszczący głos ?Your ticket please,?. Momentalnie wrosłem w ziemię i obejrzałem się za siebie. Słowa te wypowiedziała niesamowicie potężna kobieta siedząca za biurkiem, przysłoniętym częściowo otwartymi drzwiami. Była tak gruba, że wydawało mi się, iż trzyma je na kolanach i gdyby tylko wstała, to biurko razem z nią oderwałoby się od ziemi. Sparaliżowało mnie do końca i nie byłem w stanie wydukać słowa. Spostrzegłem, że nie była ubrana w sari, miała na sobie obcisłą żółtą sukienkę. Dopiero po chwili zrozumiałem dlaczego. Kupno takiej ilości materiału jakiej wymaga sari, musiałoby zrujnować całą rodzinę, poza tym jej obfite kształty były teraz jako - tako trzymane w ryzach krojem sukienki. W luźnym sari jej ciało prawdopodobnie ?rozpłynęłoby się?, a tak napięty do ostatnich granic materiał - sądząc po ciśnieniu, jakie musiał wytrzymać, zszywany chyba strunami gitarowymi - pozwalał jej utrzymać nadaną przez krawca sylwetkę. Musiałem mieć strasznie głupią i zaskoczoną minę, bo kobieta starając się przybrać jak najłagodniejszy wyraz twarzy, powtórzyła ?Can I see your ticket, sir??. Nie mogąc oderwać od niej oczu, jak zahipnotyzowany wyciągnąłem posłusznie bilet z kieszeni. ?I am sorry sir, Your shower is next door right?. Posłusznie odwróciłem się na pięcie i wyszedłem jak sterowany pilotem. Poniosłem klęskę. Na szczęście prysznice drugiej klasy były i tak o niebo czystsze, niż te w hotelu.
Kolejne 18 godzin w pociągu. Żebrzące dzieci, sprzedawcy i pomyłka komputera rezerwującego miejsca. Kiedy wszedłem do wagonu, na moim miejscu siedział siwy staruszek. Poprosiłem go o pokazanie biletu, ale nie rozumiał. Zatrzymałem idącego korytarzem konduktora i wyjaśniłem mu o co chodzi. Sprawdził bilet starszego Hindusa i okazało się, że mamy dwa ważne bilety na to samo miejsce. Zaproponował, że do nadejścia nocy musimy się jakoś przemęczyć, do tego czasu znajdzie inną leżankę. No cóż, on zajął miejsce pierwszy, a ja jestem młody. Zanim ?kanar? przeniesie mnie na jakąś wolną ?koję? mogę posiedzieć na schodach, w otwartych drzwiach pociągu, ciesząc się chłodzącym wiatrem. Wtedy podszedł do nas wojskowy patrol, zwabiony najwyraźniej tym małym zamieszaniem z udziałem konduktora. Gdy ten wyłuszczył im sprawę, jeden z wojaków powiedział coś do starszego Hindusa, a ten bez słowa zabrał swój węzełek i usiadł na podłodze w korytarzu. Konduktor wzruszył ramionami i obiecał znaleźć wolne miejsce w ciągu godziny. Wskazałem staruszkowi nasze miejsce, ale zignorował mój gest obojętnym wzrokiem. Poczułem się strasznie głupio, wydawało mi się, że wszyscy pasażerowie patrzą na mnie z wyrzutem. W pierwszej chwili pomyślałem, że może staruszek nie rozumie, o co mi chodzi, że nie mam do niego żadnej pretensji i mogę poczekać na nowe miejsce. Poprosiłem jednego Hindusa znającego angielski, aby mu to wytłumaczył i ten powiedział mi, że to bezcelowe. Żołnierz zakazał mu siadania na tym miejscu i on tego nie zrobi, dopóki polecenie wojaka nie zostanie cofnięte. Już dawno temu zauważyłem, że w Indiach polecenia wojska i policji, wykonywane są szybko i bez zbędnych tłumaczeń, ale żeby do tego stopnia? Przenosząc się na miejsce znalezione przez konduktora zatrzymałem ich (tym razem obaj mieli przedpotopowe muszkiety) i zapewniłem, że sprawa jest już wyjaśniona. Mam nadzieję, że zajrzą do niego, bo inaczej staruszek przesiedzi noc na podłodze. Całe szczęście, pół godziny później sprawdziłem i dziadek smacznie spał.