Po śniadaniu w hotelowej restauracji kolejna porcja nerwów. Strażnik przy świątyni nie chciał wziąć łapówki, albo dawałem za mało - proponowałem mu 3$ jakie miałem luzem. Żeby było bardziej denerwująco, to cennik zmieni się od jutra. Jakiś dureń w ministerstwie turystyki musiał w końcu „zatrybić” jakich spustoszeń narobił i jeden ze strażników zdradził mi, że teraz bilety będą kosztować tylko 5$. Proponowałem mu, aby wpuścił mnie za tę kwotę dziś, a bilet podstemplował sobie jutro. Niestety. Trudno, róbcie tak dalej nieuki, ja dziś wyjeżdżam. Jeżeli zamiast 5$ (które i tak będziecie pobierać od jutra) wolicie figę, to nie skamlajcie mi później o parę groszy, że jesteście biedni. To w ogóle jakiś obłęd, w tym kraju gdzie na każdym kroku słychać słowo „bakszysz” i gdzie każdy naciąga każdego jak tylko może, wtedy, kiedy potrzeba, i kiedy nie chodzi o naprawdę jaskrawy kant, nie ma nikogo, kto złamałby głupi przepis. Jeszcze raz przeliczyłem kasę, ale rachunek jest nieubłagany, powinienem być już na granicy pakistańskiej. A jeżeli granica jest zamknięta? Brrr… Zawołałem hotelowego „boya” (15 - letni chłopaczek) i pół godziny uczyłem go posługiwania się Canonem. Dałem mu 50 Rs za fatygę i wysłałem do świątyni, żeby zrobił kilka zdjęć, może coś z tego będzie, szkoda że nie zobaczę „kamasutry” na własne oczy...
Zobaczyłem za to tutejszą szkołę - betonowa wnęka z piaskiem na podłodze. Cały autorytet miejscowego nauczyciela wyparował w jednej chwili, a dzieciaki natychmiast rzuciły się do mnie, podsuwając mi pod nos swoje zeszyty do sprawdzenia. Tuż za miastem jest kilka świątyń, ale ich rzeźby są już dużo skromniejsze i jeżeli ktoś szuka tam "uświadomienia", to raczej nie znajdzie. Figurki zdobiące ściany świątyń są okaleczone. Brakuje im nóg, rąk, zmasakrowane twarze. To robota islamskich najeźdźców. Muzułmanie podbijający Indie niszczyli wszystko, co obrażało islam.
Po południu autobus do Jhansi. Na szczęście prywatny (100 Rs.), z numerowanymi miejscami i jadący bezpośrednio do celu. A więc jutro będę z powrotem w Amritsarze na granicy, całą drogę myślę tylko o jednym, przepuszczą, czy nie? Wczoraj słyszałem na CNN, że jak na razie armia amerykańska dopiero szykuje się do bombardowania, więc powinien być jeszcze, jaki taki spokój. Chciałem wysłać e-maila z pytaniem do konsula Opalińskiego, ale akurat nie było prądu.
O 22.15 wsiadłem w pociąg do Amritsaru, na miejscu będę jutro ok. 14-tej, wpuszczą czy nie?