Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indochin - 2005    One night in Bangkok
Zwiń mapę
2005
24
cze

One night in Bangkok

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11836 km
 
Rankiem wypad na przejażdżkę statkiem po Mae Nam Chao Phraya ? rzece nad którą leży kompleks pałacowy. Na rondzie z Pomnikiem Demokracji (brrr...) skręciliśmy w lewo ? jak nam się zdawało w kierunku rzeki. Po przejściu kilkuset metrów kilka razy pytaliśmy dalej o drogę, aż w końcu znaleźliśmy kogoś mówiącego po angielsku i trafiliśmy do miejsca z którego widać już było wysoki pylonowy most. Zaraz pod nim jest przystań wodnych ?autobusów? ? średnio 3 na godzinę (20 bathów). Po niecałym kwadransie wyskoczyliśmy na przystani Tha Ratchini, okolica typowych azjatyckich nadrzecznych slumsów, a przecież to już całkiem blisko królewskich pałaców. Po wyjściu z przystani mijamy jakąś tutejszą szkołę ? widok lekko szokujący nawet dla Kamili, która jako artystka ma pewne rozeznanie w środowiskach ?mniejszościowych?, o mnie prostym nie wspominając. Pary kilkunastoletnich gówniarzy ? wyszminkowanych, wypudrowanych i trzymających się pod ręce. Najdalej piętnastoletnie chłopaczki, a z tymi makijażami spokojnie można by ich odesłać na jakąś hard-gejowską paradę w Berlinie ? ciekawy jestem, co na to ich rodzice? Chyba im to nie przeszkadza, bo zachowanie ich dzieciąt nie wykazuje żadnych oznak konspiracji.

Znajdująca się nieopodal świątynia Wat Pho z XVIw. jest jedną z najstarszych w Bangkoku ? o czym poinformował nas jakiś tutejszy student proszący o wypełnienie ankiety dla cudzoziemców. Olbrzymia, 46-cio metrowa, pozłacana figura odpoczywającego Buddy to widok naprawdę wart dłuższego postoju ? szczególnie bogato rzeźbione stopy. Jest tam też kilka pomniejszych świątyń i kręcimy się wkoło ponad dwie godziny. Kiedy doszliśmy w końcu pod pałac królewski okazało się, że dochodzi 16-ta i już nie wpuszczają.

Pieszo wracamy na Khao San. Zaraz po minięciu pałacu wychodzi się na duży plac ? mamy farta, bo zapowiada się jakaś impreza. Tysiące ludzi stojących kolumnami, w różnych strojach, mężczyźni, kobiety, odpowiednia reprezentacja ?tranzystorów? (transwestytów), między nimi szkolna dziatwa i kilka orkiestr. Po kilku próbach porozumienia się z przechodniami dowiadujemy się, że to wiec na cześć pierwszej rocznicy urodzin królewskiego wnuka. No tak, mogliśmy się domyśleć ? wszędzie pełno plansz i portretów królewskiej rodziny niesionych przez uczestników wiecu. Zresztą niezależnie od tego i tak w całym mieście wszędzie pełno portretów Miłościwie Panującego ? wzdłuż prawie każdej ulicy, na każdej większej latarni królewska podobizna. Tym razem opatrzność nie była dla monarchy łaskawa, bo niebo pokryło się burzowymi chmurami i lunął potworny deszcz ? impreza skończyła się, zanim się jeszcze na dobre zaczęła. Lojalność poddanych wystawiona została na ciężką próbę, ten potworny deszcz pewnie jeszcze jakoś by znieśli, ale dodatkowo zaczęło się błyskać i grzmieć, i nawet najbardziej zagorzali rojaliści nie wytrwali zbyt długo na posterunku, biorąc nogi za pas. Obserwowaliśmy to wciśnięci pod mikroskopijną wiatę autobusowego przystanku, sami w ciągu zaledwie kilku sekund przemoczeni do suchej nitki (mimo mojego parasola). Po pół godzinie ulewa zelżała na tyle, że mogliśmy wrócić do hotelu.

Podpadłem chyba naszej ?szefowej? ? wejście do hotelu prowadzi przez restaurację ? z ciekawości zacząłem przeglądać menu i pojawiła się właścicielka. Kiedy w końcu odłożyłem kartę nie dokonawszy zamówienia, to popatrzyła na mnie tak, jak ja na dziś rano na karalucha w naszej łazience. Mało tego, zwymyślała mnie improwizowaną angielszczyzną (na szczęście nie zrozumiałem) i byliśmy tak zaskoczeni, że nawet nie zareagowaliśmy, tylko kładąc uszy po sobie schowaliśmy się w pokoju. Gość w dom...

Obskoczyliśmy kilka okolicznych biur podróży ? zdecydowaliśmy się pojechać na wyspę Ko Samui. Najtańsza oferta jaką znaleźliśmy ? 250 bathów za autokar i prom na wyspę, czyli prawie za darmo. Wyjazd jutro, o 18-tej, a hotel sami najtaniej znajdziemy sobie bez problemu na miejscu, o czym poinformowała nas dziewczyna dokonująca rezerwacji. Przypomniały mi się ceny proponowane w TAT i jeszcze raz upewniłem się o wyższości ekonomii Misesowskiej nad Keynesowską.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005