Kolejna noc. Dziś po południu jedziemy do Agry. Taj Mahal. Przyglądam się naszemu hotelowi i dziesiątce innych. Najwięcej pieniędzy idzie na urządzenie recepcji. Marmury, dyskretne oświetlenie. Gorzej z pokojami i łazienkami. Każdy kto był w wojsku, zna powiedzenie ?sztuka?, zrobić coś ?na sztukę?. Właściwie całe Indie to jedna wielka ?sztuka?. Stare budynki pokryte cienką powłoką remontu, a gdzieniegdzie nawet przepychu, ale tylko tam gdzie sięga wzrok, bo zaraz za jakimś załomem muru polerowany marmur bez słowa przechodzi w obłupany, szarobury beton. Nowe, mimo że jeszcze błyszczące kafelkami i farbą i tak już mają w sobie jakiś pierwiastek ruiny. Nad ulicami bezładna plątanina kabli elektrycznych i telefonicznych, niewiarygodne jak to wszystko trzyma się kupy. Wszechpotężne ?jakoś to będzie?. Od nas się nauczyli?
Jesteśmy w pociągu do Agry. Mamy bilety bez miejscówek i konduktor każe nam się wynosić z przedziału ?second class sleeper?. Na szczęście to jeszcze tylko jakieś 3 godziny, może ?psim swędem? uda nam się zostać tu do końca. Chyba, że ktoś się zgłosi na swoje miejsca. Jednak konduktor każe nam dopłacić do miejscówek i cena biletu wynosi już razem 130 Rs.
Rikszą spod dworca podjechaliśmy do hotelu w pobliżu Taj Mahal. To dosyć daleko, przynajmniej kilka kilometrów. Cud, że zapakowaliśmy się do jednej rikszy, cztery osoby (oprócz nas Stefan z siostrą) i cztery 80 litrowe plecaki. Dwa wystawały po pół metra z każdej strony. Kiedy jechaliśmy pod górkę myślałem, że motocyklowy silnik się zatrze. Jest noc, więc znowu nie grymasimy z wyborem hotelu (80 Rs. dwójka z łazienką). Usłyszeliśmy od recepcjonisty, że teraz za wstęp do Taj Mahal trzeba zapłacić 20$. Jeszcze nie wierzymy. Mimo późnej pory, wybieramy się zobaczyć jak to wygląda z bliska. Na ulicach nie ma oświetlenia i jest tak ciemno, że ledwo widać ziemię pod nogami. Dochodzimy do długiego, wysokiego muru. Za nim jest ogród i gigantyczny marmurowy grobowiec księżniczki Mumtaz Mahal. Wejście zamknięte na głucho i widać, że dobrze strzeżone. To znaczy, że nie ma innego wejścia, a więc z tymi 20 dolcami to pewnie prawda. Cholera. Podchodzi do nas wojskowy patrol, próbujemy pociągnąć ich za język, czy jest jakieś inne wejście, ale nie mówią po angielsku. Wracamy do hotelu.