Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indii - 2001    Kolacja z wilkiem morskim
Zwiń mapę
2001
02
wrz

Kolacja z wilkiem morskim

 
Indie
Indie, Puri
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9176 km
 
Czekałem ponad godzinę, siedząc na przydrożnym głazie i kiedy już miałem wracać do warsztatu, na horyzoncie zamajaczył kontur autobusu. Na szczęście kierowca nie wziął mnie za fatamorganę i po godzinie byłem w hotelu. Mój gospodarz już czekał w recepcji. Wioska rybacka leży może z pół kilometra od hotelu. Kiedyś przybywały tu setki turystów, zapewniając zbyt rybakom. Teraz łowią już prawie tylko dla siebie, hotele zamawiają może ze 20% połowu. Mój gospodarz ma na imię Aśri (chyba, bo piszę fonetycznie jak słyszę), sześcioro dzieci, zepsutą łódź i porwane sieci. Zaczynam wątpić, czy kolacja w wiosce będzie tańsza, niż w hotelu. Kluczymy między ceglano - drewniano - wiklinowo - bambusowymi chatkami. Długie i wąskie łodzie wyciągnięto na plażę, aby nie porwały ich fale sztormu. Wszędzie na kołkach porozciągane sieci. Wokół nich krzątają się kobiety, czyszcząc je z ostrych muszli i wodorostów. Nagie, brudne dzieci biegają wkoło, zdumione moim widokiem. ?Hallo sir, give me one rupii, give me pen? przekrzykują się. Aśri osłania mnie przed nimi jak może, ale i tak będą za nami biegły. Kilka kobiet karmiących odsłoniętymi piersiami, na mój widok chowa się do chat. Wreszcie jesteśmy. Już na mnie czekają, po kolei jego ojciec, matka, siostra, żona i dzieci. Dzieciom daję torebkę cukierków kupionych po drodze. Wnętrze małej chatki pomalowane na zielono, kilka ręcznie struganych stołków i półek, na których parę odrapanych książek i rodzinnych zdjęć. W kącie przedpotopowy telewizor (zepsuty). Chatkę oświetla wisząca goła żarówka. Na środku rozłożona na podłodze kolorowa serweta, na niej duży, dymiący jeszcze półmisek z ryżem i kilka mniejszych rondelków. Tylko jedno miejsce. Dla mnie. Matka Aśriego nakłada mi na talerz zawartość rondli. Pieczone na kilka sposobów kawałki ryby w różnych sosach. Za dużo tego jak dla mnie samego, ale za mało nawet dla połowy z nas. Teraz jedząc sam czuję się bardzo głupio. Próbuję zaprosić ich do ?stołu?, ale kiwają głowami, czekając tylko na moje skinienie. Jeszcze herbaty, ryżu? No, ryżu to tu pewnie jeszcze nie braknie, ale oni nie mogą sobie pozwolić na zjedzenie tych kilku ryb, złowionych w trudnym monsunowym okresie. Kolacja była naprawdę wspaniała, ryba wzorowo oczyszczona z ości, wszystko doskonałe i co najważniejsze, przyprawione delikatnie, w sposób możliwy do przełknięcia dla białego, połową zużywanego zazwyczaj pieprzu, papryki i curry. Żegnam się i gospodarz z radością w oczach chowa do kieszeni ofiarowane mu 70 Rs. Gościnność gościnnością, ale żyć przecież trzeba.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005