Urządziłem totalną wyprzedaż. Na pierwszy ogień poszedł zegarek od Erica (sorry my friend), trzy jedwabne koszule uszyte w Madurai, przewodnik LP, klapki pod prysznic!!, kamizelka podróżna, latarka, dwie kłódki i kilka innych drobiazgów, po które w Polsce nie schyliłby się ostatni żebrak. Za wszystko wziąłem 27$. Kupiłem bilet i zostały mi 2$. Ostatnią noc w Delhi prześpię na ulicy. Już od dwóch dni stołuję się w najtańszych, obleganych przez muchy i robactwo stoiskach ulicznych kucharzy. Śniadanie i kolacja - 25 Rs. dziennie. Od wyjazdu z Polski ani razu się nie zatrułem, aż dziwne. Te dwa dolce muszą zostać na dojazd na lotnisko i jutro żegnajcie Indie. Wróciłem do hotelu po plecak i właściciel pyta, gdzie będę spał. Nie wiem, może w poczekalni na lotnisku? Każe mi zdjąć plecak i wskazuje drzwi do mojego pokoju. Ostatnia noc gratis. Niewiarygodne, Indie zaskakują mnie coraz bardziej, dlaczego dopiero na dzień przed wyjazdem? Podziękowałem mu i poprosiłem o plik reklamowych wizytówek, które w ramach ?czynu społecznego? rozdałem w okolicach dworca kolejowego. I tak na koniec sam zostałem naganiaczem.