Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indii - 2001    Uroki lotnisk i latania
Zwiń mapę
2001
04
paź

Uroki lotnisk i latania

 
Indie
Indie, New Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14991 km
 
Rano prysznic, 15 Rs. za śniadanie na ulicy, pożegnanie z właścicielem hotelu, ostatni spacer po Pahar Ganji, Connaught Place i airportbusem na lotnisko. Szkoda, że nie było mi dane wrócić lądem i zobaczyć pominięte wtedy miejsca mimo, że jestem już trochę zmęczony tą podróżą. W ciągu tych dwóch miesięcy zrobiłem niezły kawałek po Indiach, ale to przecież i tak zaledwie promil tego, co warto zwiedzić w tym olbrzymim kraju.

Mam złe przeczucia, ledwo wysiadłem z busa runął tak ulewny deszcz, że nawet dach ?korytarza? łączącego salę odpraw z poczekalnią zaczął przeciekać - no tak, typowa indyjska ?sztuka?. Nie to, żebym bał się latać, ale przy takim oberwaniu chmury, bałagan musi być tu nielichy i odlot może się znacznie opóźnić. Dochodzi 18-ta, odprawa powinna zacząć się za pół godziny i odlot 22.35, tymczasem mojego lotu nie ma jeszcze nawet na tablicy. Idę do poczekalni i niespodzianka, wejście jest płatne!!! Nawet dla pasażerów czekających na samolot. Co za popieprzony kraj. Kosztuje co prawda tylko 20 Rs, ale ja nie mam już nawet 20 paise (tutejsze grosze). Spotykam Francuzkę, ostrzega mnie przed wchodzeniem do poczekalni, ?bo tam zimno?. Rozumiem doskonale, co to znaczy - klimatyzacja. Ci, którzy już przyzwyczaili się do słońca i 40 stopni w cieniu, z miłą chęcią siekierami porąbaliby te wszystkie wynalazki przyprawiające o błyskawiczny katar.

Odlot się opóźnia, dochodzi jedenasta w nocy, a świetlna tablica milczy. Idę na poszukiwanie delegatury ?Aeroflotu?. Są wszystkie linie BA, KLM, i kilka innych - mojej nie ma. Wreszcie znalazłem gdzieś na końcu korytarza, w ostatnim zakamarku. Zamknięte na głucho, a wokół tłumek innych pasażerów czekających na nasz lot. Przychodzi pracownik lotniska i prosi nas do odprawy. Kontrola biletów i paszportów, nadanie bagażu, kilka formularzy do wypisania i pół godziny potem siedzimy w sali odlotów, już za stanowiskami odpraw. Zimno jak cholera, jestem tylko w koszuli i bez skarpetek, dochodzi północ, a tu nikt nie wie, kiedy polecimy. Próbuję drzemać na niewygodnym siedzeniu, ale co chwila budzi mnie lodowaty powiew spod sufitu. Szlag mnie trafia i mam ochotę rzucić popielniczką w zakratowaną paszczę.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005