Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indochin - 2005    Cztery dni w Yangshuo
Zwiń mapę
2005
11
cze

Cztery dni w Yangshuo

 
Chiny
Chiny, Yangshuo Xian
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9699 km
 
11.06 ? wyjeżdżamy po 4 dniowym pobycie w Yangshuo ? nie chciało mi się pisać i teraz muszę poganiać. Najpierw o ?Zygmuncie? ? jak go nazwała Kamila ? czyli naganiaczu, który przywitał nas po wyjściu z autobusu. Wcale mnie to nie zdziwiło ? w Chinach podczas ulewy stacje benzynowe aż roją się od naganiaczy zwracających się po imieniu do wysiadających z autobusu białych ? nasze nazwiska widniały na biletach, najwyraźniej uprzejmość kierowcy nie była taka bezinteresowna, musiał przekomórkować do ?Zygmunta?, że przywozi mu nowych jeleni, bo tym razem daliśmy ciała wręcz podręcznikowo, aż wstyd (Kamili można wybaczyć, bo ona jeszcze podróżnicza ?dziewica?, ale ja powinienem wrócić do Polski na kolanach). A tak w ogóle ?Zygmunt? okazał się ... Robertem, co też mnie wcale nie zdziwiło, w końcu to jedno z najpopularniejszych chińskich imion. Już kiedy przy przywitaniu ?Zygmunt? przedstawił się jako Robert wiedziałem, że sobie z nami pogrywa i podchodzi nas tandetnym ?pijarem? ? wazelina, jaką smarował była na granicy odruchu wymiotnego, czekałem tylko, aż powie, że jego matka ma na imię Kamila, a jego rodzina pochodzi z Polski. Od razu chciałem go spławić, ale lało jak diabli, było już późno, poza tym rozegrali to nieźle ? stacja była na uboczu miasta, dostatecznie daleko od głównej ulicy, żeby w takich warunkach chciało nam się szukać innego hotelu. Zaproponował dwójkę za 90Y (zaczynał od 120Y) i to płatne za przynajmniej 3 dni, czyli dosyć drogo ? aczkolwiek po zetknięciu z innymi chińskimi cenami (zwłaszcza transportu) uznaliśmy to za dosyć realne, zwłaszcza w miejscu tak popularnym. Dopiero po późniejszej wizycie na głównej ulicy zorientowaliśmy się w skali naszej pomyłki ? można było bez problemów dostać dwójkę za 70Y ?w dodatku nasz hotel ?Guylin? leżał na obrzeżach miasteczka. To jeszcze i tak nic ? najwięcej przepłaciliśmy za rejs łodzią po rzece ? jeszcze tej nocy zaraz jak przyjechaliśmy, ?Zygmunt? zaproponował organizację tej imprezy po 200Y od łebka. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że Kamila była strasznie napalona na tę wycieczkę, a ja miałem jeszcze poczucie winy za Hongkong. ?Zygmunt? poganiał nas, że musi mieć listę chętnych do północy, a jutro będzie na pewno drożej (stary numer) ? ostatecznie zgodził się łaskawie na 170Y. Przystałem na to, bo przypomniała mi się historia z murem ? gdybyśmy wzięli autokar z hotelu (z wliczoną ceną biletu wstępu) z sumie wyszłoby na to samo, a zaoszczędzilibyśmy nerwów i zamiast dwóch godzin spędzilibyśmy na murze cały dzień.

8.06. ŚRODA
Nazajutrz o 8.00 wsiedliśmy do podstawionej furgonetki i po 15 minutach jazdy byliśmy na przystani. Po drodze poznaliśmy Kanadyjkę, która w Chinach i w Yangshuo była już kilka razy ? powiedziała nam, że na miejscu łódź można wynająć już za 50Y. Tym razem Kamila wyręczyła mnie w odreagowaniu na sztuczkę ?Zygmunta?. Przez delikatność nie zacytuję repertuaru określeń jakiego w stosunku do niego użyła ? cholera, jak wrócimy do domu, to matka jej nie pozna i znów będzie na mnie. Okolica jest przepiękna, góry wyglądają jak szpilki powpinane w poduszkę ? przejażdżka łodzią po rzece Yu Long trwała jakieś trzy godziny ? nawet wszechobecna ?chińska mgła? miała swój urok.

9.06 CZWARTEK
Drugiego dnia Moon Hill ? za średnio 10Y można wynająć rower, my znaleźliśmy lokalny autobus za 4Y. Przy drodze prowadzącej na szczyt stała kasa, zajęci rozmową minęliśmy ją i nikt nas nie zatrzymywał. Zauważyliśmy ją dopiero ze schodów. To już trzecia wspinaczka z kolei, było naprawdę gorąco, co w połączeniu z mgłą dawało mieszankę bardzo trudną do oddychania ? milion dolarów dla tego, kto po wejściu na szczyt zachowałby choćby jedno suche włókno w ubraniu. Warto jednak tam wejść, aby podziwiać widok jak z bajki ? takich gór nie ma chyba nigdzie na świecie. Wracając postawiliśmy sobie ambitne zadanie pokonania tych około 8 kilometrów piechotą, ale spuchliśmy już w połowie i w końcu zatrzymaliśmy autobus.

10.06 PIĄTEK
Dzień trzeci, wyprawa do Water Cave ? ?Zygmunt? był naprawdę bezczelny, z niewinną minką znów stręczył nam swoje usługi w tym zakresie, musiałem trzymać Kamilę z daleka od niego, bo ona naprawdę źle go znosiła, a tu przecież za morderstwo jest kara śmierci. W okolicach Moon Hill jest kilka biur organizujących wycieczki do okolicznych jaskiń za około 60Y, ale tym razem postanowiliśmy spróbować sił samodzielnie, licząc na niższą cenę. Dojechaliśmy tam znów autobusem, z małymi problemami ? okazało się, że wysiedliśmy za wcześnie (zaraz za Moon Hill), a trzeba było dopiero w Gaotian Town. Potem 15 minut przez wioskę Pingtan, wdychając tumany kurzu wznoszone przez mijające nas w obie strony furgonetki z turystami ? dla niektórych stanowiliśmy chyba większą atrakcję, niż same jaskinie. W rezultacie kompletna klęska ? za wejście i przewodnika musieliśmy zapłacić po 65Y (i to po ostrym targowaniu). Sama jaskinia spora, przejście jej zajęło nam ponad godzinę. Wracając przez wioskę pogadałem sobie z okolicznymi chłopami (nie wiem o czym, bo przecież nie znali angielskiego), to ciekawe doświadczenie. Starzy, chudzi, żylaści ludzie pamiętający jeszcze czasy szaleństw Mao, na wymęczonych twarzach mają wypisaną obojętność, nic już ich nie może ani zaskoczyć, ani przestraszyć. Ich ubrania o kroju więziennych mundurków wyglądały jakby szyte były z poprzecieranych worków, łata na łacie. Słomkowe kapelusze tak stare, że aż dziw, iż do tej pory nie uległy autoutylizacji. Największe zainteresowanie wzbudzał mój aparat ? ustawiali się do zdjęć, uśmiechając się powykruszanymi zębami i musiałem udawać, że ich fotografuję ? chętnie bym to zrobił, niestety nie zabrałem nowej kliszy. Jeden z nich wskazując na wioskę wykonywał gesty naśladujące jedzenie pałeczkami i uśmiechał się zachęcająco, niestety nie mogłem skorzystać z zaproszenia ? musiałem czekać aż Kamila wróci ze spaceru po pobliskich polach.

Yangshuo, to jak na chińskie warunki niewielkie miasteczko, kilka ulic na krzyż ? przed dworcem autobusowym spory targ, głównie spożywczy. Można tu niedrogo kupić świeże owoce, pełno na nim także kramów ze stolikami, gdzie można spróbować oryginalnych tutejszych przysmaków w wersji hardcore ? pieczone (w całości i założę się, ze nie patroszone) pisklęta, wszelkiej maści mięczaki i skorupiaki, oraz inne mięso tajemnego pochodzenia. W restauracjach przy głównej ulicy obiad bezmięsny można zjeść już od 15Y, z mięsem od 20Y, liczne sklepy z pamiątkami lepiej omijać z daleka ? ceny są wręcz bezwstydne, a handlarze próbują wciskać wyroby produkcji masowej udające handcraft po cenach wyższych, niż w Polsce.

Dziś (11.06) o 12.00 wyjechaliśmy z Yangshuo, autobusem do Guilin, skąd będziemy szukać czegoś w kierunku granicy laotańskiej. W autobusie poznaliśmy młodego Angola. Danny uczy tu dzieci angielskiego już ponad rok i pewne jest, że więcej nauczył się od nich, niż oni od niego ? poczyna sobie z chińskim naprawdę zuchwale, czego byliśmy świadkami na dworcu kolejowym w Guilin, gdzie Danny dowiadywał się dla nas o pociąg. Okazało się, że musimy pojechać na inny dworzec ? Guilin North (w naszym ?Pascalu? taki nie figuruje, autorom jeszcze raz gratuluję). Potem obiad w jednej z ulicznych knajpek, Danny stawia i zamawia ? po chińsku. Rewanżujemy mu się kilkoma kolejkami piwa i wsiadamy do wskazanego przez niego autobusu nr 100 (1Y). Standardowa procedura węszenia spisków i sprawdzania sprawdzonego popłaca, okazuje się, że musimy się przesiąść do autobusu nr 1. Rozmiary dworca w normie. Chińskiej. Procedura kupna biletu podobnie. Danny napisał nam po chińsku pytanie o interesujący nas pociąg 2 klasy do Kunmingu, w sposób tak jasny, że bardziej chyba nie można. Pani w kasie nie rozumie, patrzy w kartkę jak sroka w gnat, w końcu wystukuje cenę 300Y. Przez moment myśleliśmy, że Danny przeholował trochę z tą swoją ?chińszczyzną?, ale w przydworcowym sklepie młoda dziewczyna zapewnia nas, że pytanie napisane jest jak najbardziej prawidłowo ? co prawda dialektem mandaryńskim, ale trudno podejrzewać, by pani w okienku posługiwała się wyłącznie kantońskim. To o co w końcu chodzi? W opisanej po angielsku informacji nikt oczywiście nie mówi w tym języku, ale na naszą kartkę z pytaniem o pociąg 2 klasy, pani pisze nam godzinę odjazdu (19.50) i cenę (138Y). Dlaczego ta w kasie napisała 300Y? Cholera, zaczyna mnie to trochę irytować, już ponad godzinę kupujemy bilet, te sprzedawczynie w okienkach mają jeszcze podejście do pracy rodem z komedii Barei. Typ grubej pani przy herbacie, bezwarunkowo z siebie zadowolonej i traktującej każdą konieczność wykazania minimalnej inicjatywy umysłowej jako niewybaczalną zniewagę. Próbujemy w innej kasie ? łącząc kartkę od Danny?ego z kartką z informacji. Wreszcie kupiliśmy, dowiadujemy się jednak na migi, że mamy bilety bez miejscówek. W poczekalni poznajemy parę Szwajcarów ? okazuje się, że nie mamy powodów do kompleksów, oni kupowali bilety ponad 2 godziny. To pocieszające, ciekawe, czy będziemy stać całą noc?

Mieliśmy szczęście, udało się znaleźć wolne miejsca i to byłoby na tyle z pozytywów ? pociąg był już zasyfiony totalnie, widać było, że wsiedliśmy w połowie trasy. I do tego ta agresywna klima, kurwicy można dostać ? przed każdym kolejnym wejściem i wyjściem, z i do pociągu trzeba wybebeszać cały plecak, żeby się przebrać. Noc koszmarna ? te chińskie pociągi są dobijające, nie dość, że mało miejsca, to jeszcze kiedy człowiek wreszcie zamuli na chwilkę, to zawsze któryś z kręcących się bez przerwy Chińczyków obudzi cię trącając w wąskim przejściu. Kamila zwinęła się w kłębek i jakoś śpi, a ja muszę co kilkanaście minut rozcierać zdrętwiałe nogi ? kto wymyślił, że podobno wysokim jest w życiu łatwiej?
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005