Rano, jeszcze przed check out?em wyruszyliśmy na poszukiwanie lepszego hotelu. W dziennym świetle zorientowaliśmy się, że ten nasz leży w bocznej uliczce. Bez planu miasta szliśmy na wyczucie i po 5 minutach wyszliśmy na dużą ulicę, a po kolejnych 10 minutach trafił się hotel Praseuth ? przyjemna, duża dwójka bez łazienki za 4$. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że jest niedziela, czyli dziś nie mamy po co iść do tajskiego konsulatu.
Już po przeprowadzce i spacerze po okolicy. Zaraz za naszym hotelem jest gigantyczny gmach ? nazywa się to Pałac Kultury i jest niewątpliwie najokazalszym budynkiem w całym Laosie. Niestety zamknięty, ciekawe czy w tygodniu da się tu wejść? Mam lekkie wątpliwości, bo wygląda na opustoszały. Vientian przypomina mi miasta indyjskie ? ten sam ?aromat?, brudne ulice z krzywymi i niedorobionymi chodnikami, i takież domy w tonacji zabrudzonej szarości. I w środku tego to monstrum ? niby imponujące, ale pasuje jak muszka do waciaka. Zachodzimy do książkowego komisu i za 8$ kupujemy używany przewodnik LP South-East Asia z poprzedniego roku, dobre i to.
Idąc dalej wzdłuż ulicy dochodzi się do głównej arterii stolicy ? pierwsza i chyba jedyna dwupasmówka z oddzielonymi jezdniami ? kawałek na lewo za skrzyżowaniem spory zadaszony bazar i dalej klika sklepów. Po kolejnych kilkuset metrach najciekawszy tu jak na razie obiekt ? Łuk Triumfalny. Wygląda na dosyć stary, ale ma zaledwie jakieś 45 lat. Jak na stolicę, to niewiele tu do oglądania ? trochę taki nasz Wołomin, czy Otwock, ale miło tu.
Na naszej ulicy naprzeciwko ?Muslim Bank? jest mały barek, gdzie serwują najlepsze chyba sheaki w całym Laosie ? od 4.000 kipów. Na ogół w Azji lepiej unikać małych ulicznych stoisk oferujących soki ze świeżych owoców doprawiane tutejszą wodą (lód), ale obecność tłumu białych ze swoimi delikatnymi żołądkami wskazuje, że miejsce cieszy się dobrą reputacją, i zasłużenie. Później wstępujemy na ten duży, zadaszony market ? dziesiątki sklepów z elektroniką i AGD, setki stoisk z ciuchami, a wokół tego lokalne knajpki z tubylczym jadłospisem, gdzie śmiało można zamówić pieczone kurze łapki i jeszcze kilka innych specjałów, ale tylko to zdołałem zidentyfikować...