Czas płynie nam tu niesamowicie szybko, najczęściej między plażą, a tym punktem widokowym na przybrzeżnych skałach, oddalonym o kilka kilometrów w kierunku Lamai.
Plaża jest naprawdę rewelacyjna, może te bungalowy stojące za odgradzającym je od piasku niewysokim kamiennym murkiem psują trochę widok i wymarzony nastrój bezludnej wyspy, ale turystów jest naprawdę niewielu ? w większości siedzą pewnie w swoich fotelach koło hotelowych basenów.
O 14-tej wracamy na obiad w upatrzonej od wczoraj knajpce (jakieś 200 metrów na lewo od wyjścia z naszego hotelu) ? wygląda obskurnie, ale jest najtańsza i stołuje się tam sporo białych, również takich którzy wyglądają jakby mogli zapłacić za posiłek tę samą kwotę, tylko w dolarach. Po obiedzie jeszcze godzina na plaży, słońce zaszło i zanosi się na potężną burzę.