Pociąg koszmarny, zdezelowany, syf i brud, drewniane ławki małe i niewygodne. I oczywiście klasyka gatunku ? skład jest za stary by mieć klimatyzację, ale siedzące przy otwartych na oścież oknach tutejsze matrony podniecają się wystawianiem głów w czarną czeluść. Jedziemy przez lasy, czy jakieś pola, gdzie kompletnie nic nie ma, ciemno i głucho, a te mają miny jakby patrzyły w kalejdoskop wszystkich cudów świata. Cholera, czy one też nigdy nie jechały pociągiem, że przeżywają to wydarzenie jak szczur otwarcie kanału? Jeden z młodych tubylców z góry odpuścił sobie dyskusje z trzymającymi głowy za oknami matronami i wyciągnął z torby wełnianą czapkę, którą naciągnął aż po uszy na łysą głowę. Normalnie, na widok tubylca w wełnianej czapce na głowie, w kraju, gdzie temperatura rzadko spada poniżej 20 stopni parsknęlibyśmy śmiechem, ale teraz nie było nam za wesoło. Potworny przeciąg z kilku otwartych na przestrzał okien wyziębił nas w kilka minut mimo, iż okryliśmy się wyciągniętymi z plecaków polarami. Mając do wyboru awanturę lub cierpienie w milczeniu, tym razem wybrałem to drugie, tłumaczenie tym ...hmm... paniom, o co chodzi uznaliśmy za bezsensowne. Skoro nawet tubylec posługujący się tym językiem uznał to za bezcelowe, to co mówić o nas? Zresztą ... hmm... panie miały szczytowanie wręcz wypisane na twarzach, nigdy nie przypuszczałem, że trzymanie kilka godzin głowy za oknem jadącego nocą pociągu może człowieka wprawić w taką ekstazę. To pewnie lepsze, niż seks z Claudią Shiffer. Może sam kiedyś spróbuję? A może to jakieś krewne tych z Laosu? Przyłapałem się na modlitwach o choćby jeden słup stojący bliżej torów, niż zezwalają na to normy, ale niestety żaden z budowniczych trakcji nie złamał przepisów. Oto jak bezduszna litera prawa potrafi skrzywdzić człowieka...
Noc koszmarna, nie dość, że przewiało nas na wylot, to jeszcze pokąsały komary i inne świństwa, bo przez te otwarte okna naleciało sporo tego towaru. Świt przepiękny, choć chłodny ? widok za oknami przypomina afrykańską sawannę. Panie śpią nadal z głowami na zewnątrz. Całą noc gapiły się w nieprzeniknioną czerń nocy, a świt przespały.
Po 6-tej byliśmy w Hat Yai, niedaleko granicy malezyjskiej. Bilet na pociąg sypialny II klasy do Kuala Lumpur kosztuje 500 bathów. Po tej nocy spędzonej na niewygodnych ławkach, pokusa była silna, ale już kilka minut po wyjściu z dworca, w pierwszym napotkanym biurze podróży stwierdziliśmy, że autokar będzie dużo tańszy. Ceny w kilku biurach różniły się znacznie, co skłoniło nas do dłuższych poszukiwań. Plecaki zostawiliśmy w przechowalni na dworcu (20 bathów) i po śniadaniu w ?7/11? poszliśmy przebierać w biletach. Hat Yai to spore miasto, na szczęście w okolicach dworca kolejowego roi się od biur podróży, co oszczędziło nam wydatków na tuk-tuki. W końcu znaleźliśmy ofertę za 300 bathów ? odjazd o 10.30.
Autobus luksusowy i w dodatku prawie pusty, oprócz nas tylko 6 innych osób. Nie ma komu majstrować przy klimatyzacji, po prostu raj. Po godzinie jazdy byliśmy na granicy, poszło nadzwyczaj szybko ? oba posterunki w 20 minut, niewiele papierków do wypisywania, żadnego wściubiania nosa do portfeli, to tygrysy lubią najbardziej. Jak na powitanie wrażenie bardzo miłe, poza tym wspaniałe drogi i niewiarygodnie czysto. Zaraz za terminalem granicznym zatrzymujemy się w knajpie na obiad. Przygraniczne kantory nie oferują zbyt atrakcyjnego kursu ? 3.6RM (ringit malezyjski) = 1$. Ceny trochę wyższe, niż w Tajlandii ? za dość przeciętny obiad zapłaciłem 11RM. Kierowca informuje nas, że musimy popchnąć zegarki pół godziny do przodu.
Im głębiej wjeżdżamy w Malezję, tym bardziej autokar się zapełnia, a co za tym idzie klima rusza z kopyta. Znów staramy się przeanalizować tajniki tubylczej psychiki. Oni muszą mieć jakiś dodatkowy instynkt ? zaraz jak tylko wchodzą do pociągu, czy autobusu, od razu działa imperatyw kategoryczny, prawie jak popęd seksualny. Jeszcze nie zdążyli posiedzieć minuty i zorientować się, jaka temperatura panuje w pomieszczeniu, ale już palce dostają erekcji i prosto w zawory klimy. Jestem pewien, że gdyby zobaczyli na pod siedzeniem banknot studolarowy, to i tak najpierw wyciągnęliby ręce w kierunku pokręteł nawiewu.
Polar i powolne oddychanie przez nos pozwalają jakoś to przetrzymać. Dochodzi 17-ta, widoki za oknami wspaniałe, Malezja może się podobać. Po jednej stronie autostrady jakieś miasto, a zaraz po drugiej góry, poszarpane skały z widocznymi wejściami do jaskiń na różnych wysokościach. Zachodzące powoli słońce razi w oczy i nie pozwala się lepiej przyjrzeć, ale i tak wrażenie jest niesamowite, tym bardziej, że ten krajobraz ciągnie się już prawie godzinę.