Bilet powrotny na wyspę (prom) kosztuje 40RM (do nabycia w każdym hotelu) i odchodzi o 9.30 i 15.00. Jest jeszcze kilka innych, ale droższych i szybszych. Przystań leży kilkadziesiąt kilometrów od Kota Bharu i trzeba znaleźć kogoś, aby wspólnie wynająć taxi. Nie jest to trudne, gdyż większość gości to biali lub Japończycy, udający się stąd na wyspę. O 8.00 rano wychodzimy z hotelu i z parą poznanych przy recepcji Kanadyjczyków pakujemy się do czekającej taksówki ? 7RM od łebka. Na przystani okazuje się, że trzeba jeszcze dopłacić 5RM jakiejś opłaty ?ekologicznej? bo Perhentian wchodzi w skład parku narodowego.
Łódź jest strasznie stara, trzeszczy i kołysze dość mocno, trudno mi się pisze, ale trzeba nadrobić dwudniowe zaległości...
Kompletna porażka. Chłopaki roztaczali przed nami wizję bajecznych plaż, z krystalicznie czystą wodą i drobniutkim piaskiem, a tu tymczasem other way of round... Są tam dwie wyspy ? mniejsza i większa, radzili nam wybrać Long Beach, na mniejszej. Owszem, z łodzi wyglądało to bajecznie, ale kiedy wylądowaliśmy na brzegu miny trochę nam zrzedły. Kompletny śmietnik, plaża roi się od turystów i to hołoty w najgorszym gatunku ? dosłownie na naszych oczach młoda paniusia, jakiś papierek po ciastkach i skórkę od banana ? ciach ? prosto w wodę, do pływającej już bogatej kolekcji petów, foliowych reklamówek i puszek. Przy okazji mnóstwo zanieczyszczeń naturalnych, woda lekko zielonkawa od glonów, zamiast piasku kilkucentymetrowa warstwa połamanych korali i muszli. Z tą nazwą Long Beach to też przesada ? najwyżej 150 metrów i klify po obu stronach. Koszmar. Opowiadali, że takiej plaży nie widzieli nawet na wybrzeżach Afryki, więc spodziewałem się nie wiem jakich cudów, a tu taki pasztet. Figlarze cholera, no...
Postanowiliśmy popłynąć na drugą wyspę, ale tutejsze taksówki wodne są dosyć drogie (2$), więc na razie próbowaliśmy jeszcze szczęścia po drugiej stronie wyspy. Nasi znajomi Kanadyjczycy dowiedzieli się, że można przejść wyspę na przełaj lasem, jakiś kilometr na Coral Beach. Niezbyt miła perspektywa, bo oprócz plecaków byliśmy dosłownie objuczeni rwącymi się już powoli reklamówkami z prowiantem. Przypłynęliśmy tu kwadrans przed południem i znów będziemy musieli zmarnować ponad pól dnia i kilka dolców zanim znajdziemy jakiś kąt.
Coral Beach okazała się prawie taka sama (może tylko mniej turystów i pozostałości po ich gastronomii), ale zanieczyszczenie glonami i koralami podobne. Przy okazji, podczas półgodzinnego marszu przez las nieoczekiwane spotkanie z jaszczurką o wymiarach małego krokodyla. Nagle usłyszeliśmy głośny tupot w krzakach i chwilę potem, kilka metrów od nas przeleciała dwumetrowa jaszczurka. Nie wiedzieliśmy, czy po prostu spłoszona uciekała przed nami, czy też chciała na nas zapolować i w ostatniej chwili się rozmyśliła, ale odetchnęliśmy z ulgą. Nawet zakładając, że byliśmy w czwórkę, to gdyby zaatakowała, komuś z nas nieźle by się oberwało...
Kanadyjczycy skapitulowali i zostali, my postanowiliśmy poszukać jeszcze szczęścia na większej wyspie. Tym razem łódź kosztowała 10RM od łebka i po kwadransie wylądowaliśmy na ABC Beach. I znów jak poprzednio ? z daleka raj, a po wyjściu na brzeg brodzimy w kawałkach połamanych muszli i korali, oraz innych morskich odpadków wyrzucanych przez ocean. Było już po 13-tej, a promy powrotne, za które zapłaciliśmy odchodzą o 8.00 i 12.00 ? poza tym, dzień wcześniej trzeba zawiadomić via hotel, na którą plażę mają podesłać motorówkę ? prom przybija tylko tam, gdzie mają zlecenie. Ostatni odchodzi o 16-tej, ale express i trzeba byłoby dopłacić prawie drugie tyle. Musieliśmy rozejrzeć się za jakimś noclegiem. Hotel znaleźliśmy bez większych problemów, szyld ?Seahorse Cottage? zaraz przy plaży, na baraku ze sprzętem do nurkowania (ten sam właściciel). Prosty drewniany domek z surowych desek, kryty słomą, na tyłach plaży ? 20RM. Między deskami w ścianach i podłodze kilkucentymetrowe prześwity, łóżko (jedyny mebel) uzbrojone w podziurawioną miejscami moskitierę. Nie bardzo mi się tu podoba, ale jedną noc musimy tu zostać ? nocleg, czy dopłata do promu o 16.00, wyjdzie na to samo. Co tu robić na zanieczyszczonej, najdalej 150 metrowej plaży? Chociaż Kamila twierdzi, że jej się tu podoba. Chyba jest chora.