Rankiem okazało się, że Kamila naprawdę nie najlepiej się czuje i być może trzeba będzie zostać jeszcze jedną noc. Nie bardzo mi się to uśmiecha, żarcie tu drogie, chleb skończył się już po dzisiejszym śniadaniu, a wydawało nam się, że mamy wałówkę na tydzień. Całe szczęście, że sympatyczny właściciel zapewnia non ? stop gorącą herbatę lub kawę do wyboru, termos z wrzątkiem stoi na stoliku przed domkiem uzupełniany co kilka godzin. Obok jest jeszcze kilka chaotycznie rozrzuconych, takich samych chatek należących do tego właściciela, wspólne prysznice i toalety znajdują się kilkanaście metrów od naszego, co jest dosyć wygodne, szczególnie w nocy. Nad drzwiami domków, na zewnątrz, wiszą gołe żarówki oświetlające okolicę w promieniu kilkunastu metrów, ale nikt ich nie nadużywa, aby nie przyciągać insektów. Przy okazji, jeszcze wczoraj, na moskitierze naszego łóżka zauważyłem sporego, włochatego pająka, niebezpiecznie blisko dziury w siatce. Próbowaliśmy kleić te rozdarcia Taśmą Do Zatykania Klimatyzacji (z dużej litery, bo to już nazwa własna), ale bez większego skutku. W nocy, Kamila wychodząc do łazienki po ciemku zaplątała się w tę moskitierę zrywając ją i wywaliła prosto na mnie (spałem). Kilka minut miotaliśmy się jak ryby w sieci, przy okazji pokłóciłem się z nią, że zamiast wziąć latarkę wyprawia takie cyrki.
Nie ma tu za wiele do roboty, choć słońce praży niesamowicie ? jedyne co pozostaje, to łażenie po niewielkiej plaży między klifami (niczym pomiędzy ścianami ciasnej celi) i zbieranie muszli. Próbowałem zalegnąć na piasku, ale szybko porzuciłem ten pomysł ? jakbym leżał na jeżu. Woda niebyt przejrzysta i w dodatku niewiarygodnie zimna ? jak na panującą temperaturę ? fale duże, a dno opuszcza się bardzo gwałtownie. Kamila molestuje mnie o jeszcze jeden dzień tutaj, bo źle się czuje. Wolałbym darować sobie już tę wyspę i zamienić tych kilka dni i dolców na odwiedzenie Krabi w Tajlandii. Ale cóż, kobieta ? siła wyższa...
Wieczorem nie mieliśmy już nic do jedzenia i wybraliśmy się do restauracji na plaży, prowadzonej przez rodzinę naszego gospodarza. Kamila raz po raz uśmiecha się pod nosem i puszczając mi dyskretne oko wskazuje jednego z kelnero ? kucharzy, najdalej 16-to letniego chłopaczka. Jego ?panienkowate? uśmieszki i ruchy kojarzą się ze skrajnie przekontrastowaną parodią homoseksualnej manifestacji, ale u niego są całkowicie naturalne. Kamila twierdzi, że jego starszy brat kręcący się również między stolikami jest z tej samej ?parafii?, choć nie demonstruje tego tak ostentacyjnie. Ich rodzice patrzą na te popisy dosyć obojętnie, w przeciwieństwie do reszty gości (w większości białych), którzy już nie są w stanie dłużej udawać, że nie dostrzegają jego zachowania. Kolacja była nadspodziewanie dobra (ryba prosto z morza), choć oczywiście za mało ? 12RM.