Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indochin - 2005    Wypadek - czyli niezły "sajgon" na ulicach
Zwiń mapę
2005
27
lip

Wypadek - czyli niezły "sajgon" na ulicach

 
Wietnam
Wietnam, Saigon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16182 km
 
Rano 7.30 idziemy piechotą do konsulatu. Trochę pokpiliśmy sprawę, wyrobienie wizy trwa 4 dni robocze, czyli prawdopodobnie byłaby dopiero na poniedziałek, a mamy coraz mniej czasu. Jeżeli nie zrobią na piątek, to nie ma sensu siedzieć tu tyle dni, tylko trzeba będzie w piątek stąd wyjechać, aby w poniedziałek być w Hanoi i w tamtejszym konsulacie zacząć całą tę procedurę od początku tygodnia. Okazuje się, że za odebranie wizy w piątek trzeba dopłacić aż 15$, zatem nic tu po nas. W drodze powrotnej do hotelu Kamila szaleje w tutejszych sklepach z akcesoriami plastycznymi. Dziesiątki gatunków doskonałych pędzli i pędzelków, a wszystko ponad 3 razy tańsze, niż w Polsce. Zresztą plastyczne uzdolnienia Wietnamczyków widać dosłownie na każdym kroku ? dookoła dziesiątki pracowni ? galerii. Obrazy olejne to najczęściej całkiem niezłe, jak twierdzi Kamila, kopie dzieł europejskich klasyków, solidne, rzemieślnicze ?jelonkarstwo? i troszkę kiczowatych wariacji na tematy popkulturowe. No i mistrzowskie lokalne akwarele. Chyba dobrze udało mi się to powtórzyć...

Tutejsze hotele oferują wycieczki dookoła Sajgonu (np. delta Mekongu, lub tunele z czasów wojny) w cenie przeciętnie ok. 10$, jesteśmy już jednak prawie spłukani, ostatnie ?rezerwy? trzymamy na dwudniowy rejs statkiem po zatoce Ha Long, koło Hanoi. Poza tym relikty komunistycznej partyzantki wietnamskiej mało mnie podniecają, może nawet byłbym w stanie zapłacić za obejrzenie tego, ale udawanie przed przewodnikiem zachwytu nad ?bohaterstwem? komunistycznych bojowników, to jednak dla mnie trochę za dużo. Gdyby nie głupota Amerykanów, którzy dali się zgwałcić intelektualnie ?pożytecznym idiotom? spod znaku zachodnioeuropejskiego lewactwa roku?68, zachwyconego czerwonymi książeczkami Mao i wsłuchanego w ?pacyfistyczne? pobrząkiwanie rozmaitych naćpanych, muzykalnych przygłupów, nie byłoby kilku milionów ofiar tutaj i w Kambodży. Można mieć zastrzeżenia do obecnej polityki amerykańskiej na bliskim wschodzie, ale interwencja w Wietnamie była przykładem prawie bezinteresownego (tu nie ma ropy) poświęcenia życia i pieniędzy własnych obywateli, aby obronić miliony innych ludzi przed hordą zbrodniarzy ? nie licząc perspektywicznego zdławienia komunistycznej zarazy w zarodku, zanim zacznie zagrażać im samym. Po wycofaniu się wojsk amerykańskich z południowego Wietnamu, komuniści bez problemu opanowali resztę kraju, rozsyłając ?bratnią pomoc? do Kambodży, dzięki czemu banda tamtejszych degeneratów zdołała objąć władzę. Dlaczego ci posiadający największe muskuły, mają zawsze najmniejsze mózgi? Bo w naturze musi panować równowaga. Prawie śmieszne...

No i się w końcu doigraliśmy. Wypadek z naszym udziałem, mieliśmy sporo szczęścia, że sami nie trafiliśmy do szpitala. Po południu byliśmy w supermarkecie, aby uzupełnić lodówkę i pod wieczór poszliśmy poszukać prezentów dla rodziny. Niektóre ulice nieopodal Ben Thanh Market są naprawdę szerokie, a świateł tam nie ma. Zmagając się tutejszymi kierowcami nabraliśmy już podczas tych dwóch dni pewnej wprawy w przekraczaniu jezdni ? tak nam się do tej pory zdawało ? i nagle rutyna nas zawiodła. Nauczyliśmy się już tego, że obojętnie, czy na światłach, czy na pasach, nikt się nie zatrzyma, więc trzeba wchodzić na ulicę korzystając z każdej kilkumetrowej luki w rzece pojazdów, licząc na swój refleks i mocne nerwy. Błędnie jak widać zakładaliśmy, że skoro są takimi drogowymi ?twardzielami? i nie odczuwają potrzeby zatrzymania się lub zwolnienia, aby umożliwić przechodniowi przekroczenie ulicy, to są w tym przynajmniej dobrzy, czyli jeżeli tylko nie spękasz na widok mknącego prosto na ciebie roju pojazdów i się nie poruszysz, to nic ci nie grozi. Po kilku minutach czekania na pasach wypatrzyliśmy małą lukę w potoku motocykli i weszliśmy na jezdnię. Udało nam się dojść do połowy, chwilę potem znów otoczył nas rój kłębiących się pojazdów i staliśmy między pasami wypatrując kolejnej luki. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że było ich zbyt dużo i jechały zbyt blisko siebie, aby w takiej sytuacji skutecznie manewrować, a my nie mieliśmy już odwrotu. Z nerwami naciągniętymi jak struny staliśmy nieruchomo, czując nieomal dotyk prawie ocierających się o nas motocykli. Tym razem jednak się nie udało. Dwa jadące bardzo blisko siebie i prosto na nas motory były dosłownie zakleszczone między dziesiątkami innych i na jakieś trzy metry przed nami ich kierowcy zrozumieli, że nie zdołają nas już ominąć, ani wyhamować. Jeden z nich skręcił gwałtownie kierownicą zderzając się z sąsiednim. Pierwszy wyłożył się na płasko i przeszorował po asfalcie kilka metrów, zdążyliśmy uskoczyć dosłownie w ostatniej chwili. Drugiego wyrzuciło ze dwa metry w górę i robiąc w powietrzu prawie pełną pętlę grzmotnął o ziemię. Jeszcze przed chwilą słyszałem ogłuszający huk zderzenia obu pojazdów, teraz miałem wrażenie jakby to wszystko działo się w niemym kinie. Ten, który przetarł kilka metrów asfaltu wygramolił się powoli spod swojego motoru i próbował stanąć na nogach, drugi po tym potężnym uderzeniu o ziemię leżał nieruchomo koło potrzaskanego jednośladu. Okrzyk Kamili ? o Boże, on nie żyje! ? przywrócił mi pracę bębenków w uszach. Na drewnianych nogach podszedłem do niego ? młody facet w moim wieku ? i przyłożyłem mu ucho do ust i palce do tętnicy szyjnej. Po kilku długich sekundach wyczułem rytmiczne pulsowanie pod palcami i słaby oddech. Żyje, ale jakie ma obrażenia? Wstrząs mózgu na 100%, a kręgosłup? Jeżeli nie przeżyje, to nas tu zlinczują, albo wsadzą do paki za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, czy kogoś tu będzie obchodziło, że przechodziliśmy prawidłowo na pasach? Wątpię. Kątem oka zauważyłem przejeżdżającą karetkę ? w pierwszej chwili pomyślałem, że wezwał ją któryś innych kierowców lub przechodniów, ale przecież od całego zdarzenia minęło zaledwie może ze dwie minuty. Teraz wszystkie auta i motocykle omijały nas szerokim łukiem, a dookoła zaczął gromadzić się tłumek gapiów. Wybiegłem na ulicę próbując zatrzymać tę karetkę, ale kierowca patrząc obojętnie na to pobojowisko minął mnie dodając gazu. Ten pierwszy, który wstał już o własnych siłach, miał kilka krwawych otarć na rękach i twarzy, ale poza tym wyglądało, że nic mu nie jest. Drugi nadal leżał nieruchomo, a nad nim pochylali się zaciekawieni gapie. Dopiero teraz zauważyłem, że na spodniach mam dwie spore kropelkowe smugi jasnej krwi, jakby po gwałtownym przecięciu tętnicy. Wróciłem do leżącego, rozpinając mu koszule i spodnie szukałem oznak krwotoku, ciemna krew z otarć tego pierwszego nie mogła być raczej przyczyną śladów na moich spodniach. Nie zdążyłem obejrzeć go dokładniej, bo kilku z gapiów złapało go pod ręce i potrząsając nim gwałtownie usiłowali postawić go na nogach. Kiedy to nie pomogło, zaczęli na zmianę naciskać mu klatkę piersiową i brzuch. Próbowałem ich odpędzić, ale nie dało rady. Kompletni szaleńcy, jeżeli facet ma jakiś uraz kręgosłupa, albo inne wewnętrzne obrażenia, to zaraz będzie po nim. Ale oni traktowali to jak doskonałą zabawę i śmiejąc się szarpali nim coraz mocniej. W pewnym momencie otworzył oczy, a ja na sekundę zamknąłem swoje obawiając się, że zobaczę jak facet dostaje konwulsji. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło, oczy miał co prawda otwarte, ale widać było, że mózg nie odzyskał jeszcze kontroli nad ciałem. Wietnamczycy zachęceni tymi postępami w terapii trzymając go pod ręce postawili do pionu, kilka razy osuwał się bezwiednie na ziemię, w końcu oprzytomniał i nadal podtrzymywany pod ręce wodził otępiałym wzrokiem dookoła próbując zrozumieć, co się stało. Pierwszy z poszkodowanych podszedł do nas wraz z kilkoma gapiami i powiedział, żebyśmy sobie poszli. Inni też uśmiechając się lekceważąco pokazywali nam, abyśmy się stąd ulotnili. Nie bardzo nam się to podobało, jeżeli zjawiłaby się policja, to dopiero mielibyśmy przechlapane, chcieliśmy zostać przynajmniej do przyjazdu pogotowia, aby mieć pewność, że facet otrzyma fachową pomoc. Oni jednak chyba nie spodziewali się przyjazdu karetki, bo pierwszy podniósł swój motocykl, posadził na nim tego półprzytomnego drugiego i przytrzymując go odpalił maszynę, a po chwili razem odjechali. Ten drugi, poważniej uszkodzony motocykl odsunęli na chodnik i po chwili gapie zaczęli się rozchodzić. Widząc, że nic tu już po nas, również odeszliśmy. Mamy nadzieję, że mieli na tyle rozumu, by pojechać do szpitala na dokładniejsze badania. Pewnie już się nie dowiem, skąd ta krew na moich spodniach. Chyba, że będzie z nim źle i wtedy policja może zacząć nas szukać. Czasami zdarza się, że kilka minut po takim wypadku szok pozwala znieczulić ból ostrzegający o poważniejszym urazie i jeżeli pomoc nie zostanie udzielona na czas... Lepiej o tym nie myśleć, na pewno pojechali do szpitala, chyba nie są tacy głupi, by to zlekceważyć... Cholera, człekokształtni na motocyklach, pozabijają się, ale nie zatrzymają, a my teraz przez nich nie będziemy mogli spokojnie zasnąć zastanawiając się, czy wyszedł z tego bez szwanku, czy nie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005