Kilka minut po 6-tej rano jesteśmy w na miejscu. Na szczęście klimatyzacja zapewniała tylko cyrkulację powietrza o naturalnej temperaturze, więc dało się spać bez owijania szmatami. Hanoi sprawia jak na razie wrażenie zlepku ruder, daleko mu do Sajgonu. W schowku na bagaże ogromna kałuża, której przy pakowaniu nie było (deszczu chyba też nie) i mój plecak jest do połowy przemoczony, dlaczego mnie to nie dziwi? Nieopodal autokaru czekają już taksówkarze i oferują gratisowy dowóz do hoteli. Wybieramy jednego proponującego hotel Lucky Eden ? 6$ (TV, lodówka i własna łazienka z ciepłą wodą, choć ciśnienie anemiczne). Tanio, aczkolwiek kawałek od centrum (jakieś pół godziny spacerem). Szybki prysznic i piechotą do konsulatu chińskiego (jakieś 20 minut). Po drodze mijamy mauzoleum Ho Chi Minha ? nie mam już ochoty oglądać truchła kolejnego zbrodniarza. Symptomatyczne ? im większa kanalia, tym większe pomniki sama sobie stawia.
W konsulacie dowiadujemy się, że dla obywateli polskich wiza jest bezpłatna. Całe szczęście, bo Kamila już chyba zapomniała o tej przemarzniętej nocy na nabrzeżu w Hongkongu, ale o 30$ za utraconą wizę raczej nie. Swoją drogą to ciekawe, że w jednym mieście za wizę trzeba płacić, a drugim już nie ? wydawało mi się, że przepisy imigracyjne są ujednolicone. Odbiór w czwartek, więc mamy czas na rejs po zatoce Ha Long.
Kilka godzin spaceru po centrum Hanoi ? koszmarnie drogo, ceny porównywalne do kambodżańskich. Do tego niewiele sklepów spożywczych, trzeba się sporo nałazić by kupić wodę za 5.000 dongów (0.5$). Wreszcie wśród przeważających tu sklepów (AGD, ciuchy, pamiątki) znaleźliśmy w miarę tanią knajpę ? frytki, kotlety sojowe, sałatka, cola 0.33l ? 22.000 dongów. Cola 1.5 litra ? 8.000. Centrum to plątanina małych uliczek wokół jeziorka Hoan Kiem, gdzie bez dokładnej mapy już po 5 minutach straciliśmy orientację i powrót do hotelu zajął prawie godzinę.
Rezerwujemy w hotelu bilety na dwudniowy rejs statkiem po zatoce Ha Long i jak zwykle zgrzyty. Kiedy rano pytaliśmy o cenę, właściciel hotelu podał cenę 28$, teraz zażądał 30$ i nie potrafił sobie przypomnieć rozmowy sprzed kilku godzin. W końcu wydając resztę próbował mnie orżnąć na 2$ i to w sposób tak prostacki, że powinienem nim potrząsnąć za samą głupotę. Pralnia 1$/kg, najdrożej jak do tej pory. Rzadko korzystam z tych usług, ale w naszym pokoju ewidentnie nie ma gdzie suszyć.