Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indochin - 2005    I znów w Chinach
Zwiń mapę
2005
05
sie

I znów w Chinach

 
Chiny
Chiny, Kunming
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18278 km
 
Na miejscu byliśmy o 6.30. Pociąg zdumiewająco czysty i nawet przy moim wzroście w miarę komfortowy. Dostaliśmy oddzielne miejscówki i zrobiło się małe zamieszanie, obok nas siedziały dwie młode Japonki i zamieniły się miejscami, potem okazało się, że jeszcze jeden tubylec musi się przesiąść. Jeszcze zanim wyjaśniliśmy mu sytuację zrozumiał, o co chodzi i z uśmiechem usadowił się na moim siedzeniu. Zwykli ludzie są tu naprawdę mili, dlaczego więc do branży turystycznej trafiają prawie same buraki? Może ktoś kiedyś dostanie Nobla za wyjaśnienie tego.

Spod dworca taksówką dzieloną z Japonkami (po 0.5$) do granicy, gdzie okazuje się, ze Kamila zgubiła ?departure card?, co niesłychanie rozgniewało wietnamską celniczkę. Ja już przeszedłem odprawę, a Kamilę odstawili na bok i przestali się nią interesować. Po kilku minutach pomyślałem, że gotowi są ją naprawdę zatrzymać ? to dopiero byłby cyrk. Na szczęście pół godziny później celniczka uznała, że wystarczy już tych popisów i mrucząc coś pod nosem wystemplowała Kamili wyjazd z Wietnamu. Po stronie chińskiej jakaś jej odpowiedniczka terroryzuje dwie spore oczekujące do odprawy kolejki. Lata po całym terminalu i rozstawia wszystkich po kątach, przynajmniej ze trzy razy sprawdzała mi wszystkie deklaracje i paszport, przestawiając z jednej kolejki do drugiej. Robi tyle bezsensownego zamieszania, że zupełnie poważnie zastanawiam się, czy ma obluzowane jakieś klepki, czy po prostu tak lubi swój mundur i posiadaną dzięki niemu władzę, że nie może się powstrzymać od najbardziej dziecinnych odruchów.

Wreszcie w Chinach. Poprzednio cieszyłem się, że już z nich wyjeżdżamy, teraz odczuwam ulgę, że tu wracamy. Może to zabrzmi trochę ?rasistowsko?, ale teraz, mając jaki-taki przegląd pozostałych tutejszych nacji, wydaje mi się, że Chińczycy są jednak bardziej ?stylowi?. Mimo kłopotów z porozumiewaniem się i pewnymi trudnymi do zaakceptowania różnicami kulturowymi, w jednym przewyższają Laotańczyków, Tajów, Kambodżan i Wietnamczyków ? trudno zarzucić im świadome chamstwo i bezinteresowną złośliwość. Mimo spustoszeń jakich dokonał komunizm pozostała duma, że należą do wielkiej, starej cywilizacji ? ?noblesse oblige?.

Spod granicy do Kunmingu kursują tylko autokary ? 10.50 i warto od razu popchnąć zegarek do przodu o godzinę. Bilet dosyć drogi (185Y), to jedna z najbardziej irytujących tu rzeczy ? ceny transportu są w Chinach horrendalne i trudno tłumaczyć to ceną benzyny, bo ta mieści się w granicach 60 centów z litr. A może to tylko moje subiektywne złudzenie? Przecież to ogromny kraj i olbrzymie dystanse, a szacowanie odległości na podstawie mapy może być mylące, zwłaszcza w górach.

Niecałe dwie godziny do odjazdu wykorzystujemy na śniadanie. W jednym ze sklepów poznaliśmy parę Kanadyjczyków, z których jeden miał żonę Chinkę i zaprosili nas do wybranej przez nią restauracji. Spory półmisek pierożków z mięsem (lepiej nie wiedzieć jakim) ? 3.5Y, prawie darmo. Około 50-letnia Chinka opowiada o zmianach zachodzących w kraju ? jeszcze kilkanaście lat temu nie do pomyślenia byłby ślub z cudzoziemcem z zachodu ? ona poznała swojego męża w Kanadzie, gdzie była tłumaczką i tam wzięli ślub, Kiedyś bałaby się wrócić w takiej sytuacji do Chin, teraz nie musi tego ukrywać. Młodszy z Kanadyjczyków ? Kyle, wsiada z nami do autokaru i ruszamy w 12-godzinną drogę do Kunmingu.

Na miejscu jesteśmy kilka minut po 22-ej, po drodze, około 18-tej minęliśmy dziką wersję Kamiennego Lasu ? ciekawe, czy ten prawdziwy będzie równie piękny. Z okien autokaru mogliśmy podziwiać wspaniałe formacje skalne ? niekiedy kilkumetrowe kamienne gwoździe, albo dla odmiany większe formy prawie przypominające ruiny zamków. I to wszystko ciągnące się kilometrami na odludziu. Niestety zapadał zmrok i kierowca nie chciał zrobić nawet pięciominutowego postoju.

Spod dworca, razem z Kylem i Hitoshim (Japończyk poznany w autokarze) bierzemy taksówkę do hotelu Hump ? po 2Y. Ośmioosobowe dormitorium ? 25Y (3$) od osoby. Pokoje duże i takież zamykane na klucz szafki dla każdego lokatora, a przy recepcji spora sala mieszcząca bar, parkiet i taras ze stołem bilardowym. Szkoda tylko, że dosyć głośno, w sąsiednim budynku całonocna dyskoteka, wygląda na to, że miasto wcale nie śpi. Ten hałas w nocy będzie troszkę uciążliwy nawet jeżeli trzeba będzie słuchać... Budki Suflera!!!! Przez moment myślałem, że śnię, dopiero po kilku minutach zaczęło mi się kojarzyć, że skądś znam linię melodyczną dobiegającej za okien piosenki. No tak ? ?bo do tanga trzeba dwojga? śpiewane po chińsku ? przez moment nie możemy uwierzyć, ale to na pewno piosenka Budki Suflera.

Kyle ma dopiero 17 lat, ale wygląda dosyć, hmm... dojrzale. Dopiero zaglądając mu w paszport zmuszony jestem uwierzyć, że nie jesteśmy rówieśnikami. Jak tysiące Anglosasów z całego świata przyjechał do Chin uczyć języka angielskiego. Każdy native speaker bez problemu znajdzie tu pracę, nawet jeżeli nie ma trzech klas podstawówki. Stąd to istna Mekka dla nudzących się u siebie w kraju Anglików, Amerykanów, Kanadyjczyków lub Australijczyków. Większość z nich i tak nie miałaby problemów ze znalezieniem pracy w ojczyźnie, ale tu nie muszą posiadać jakichkolwiek kwalifikacji, sam język jest przepustką do płaconych im tu kilkuset dolarów miesięcznie, plus pełne utrzymanie. Jeżeli jeszcze któryś ma jakikolwiek dyplom, to może już wykładać angielszczyznę nawet na uniwersytecie. Chińczycy wychodzą z założenia, że każdy biały, niezależnie od narodowości zna angielski lepiej, niż tutejszy lingwista z kilkoma fakultetami, co może być po części prawdą. Duża podaż Anglosasów sprawia jednak, że od innych narodowości, dla których angielski jest drugim językiem, coraz częściej wymagają certyfikatów i bez tego, w większych miastach nie ma już raczej czego szukać. Gdzie te czasy, kiedy każdy biały przybysz z zachodu wchodząc do restauracji mógł zarobić worek dolarów tylko za to, by jako żywa reklama kilka godzin posiedział przy stole obżerając się za darmo. Trzeba było tu przyjechać kilka lat wcześniej... Teraz tego typu opowieści można już traktować z dużym przymrużeniem oka, aczkolwiek tablice informacyjne w hotelach pełne są ogłoszeń o castingach dla białych cudzoziemców, a to reklamy, a to do ?tokszołow? i innych produkcji telewizyjnych.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005