Druga koszmarna noc, teraz jest już tak ciasno, że kilkunastu Chińczyków śpi już na stojąco między fotelami ? i do tego ten burdel, po prostu nie do opisania. Kibel ciągle zajęty, nawet kiedy już się do niego dopchasz (ten koło nas już na szczęście zamknięty), to jesteś ...nasty w kolejce. Wieśniaczki z małymi dziećmi ułatwiają sobie życie wysadzając je (w obu wersjach) bezpośrednio do umywalek przed toaletą - odechciało mi się mycia zębów, a ręce umyłem resztką wody w butelce.
Tuż przed Pekinem robi się luźniej, można już nawet wyciągnąć nogi na siedzenie naprzeciwko, ale słaba to pociecha ? stopy ledwo mieszczą mi się w buty.
O 13.00 jesteśmy w Pekinie ? z jednej strony ulga, ale i żal, że podróż już się kończy, teraz tylko prosto do domu. Spod dworca autobusem 703 (3Y) pod stację metra Quianmen, skąd 102 jedziemy do naszego znajomego hotelu Jinghua (bezpośredni autobus 741) ? pada deszcz i nie chce nam się szukać innego, poza tym tu się zaczęło i tu niech się skończy. Młoda dziewczyna z recepcji poznaje nas od razu i cieszy się jak dziecko, my też ? polubiliśmy Pekin i nawet ten zagrzybiały z wilgoci hotel bez drzwi w toaletach. Co ciekawe, pokoje powyżej parteru są już suche (jak na chińskie warunki), ale dolne kondygnacje tego sporego budynku to już prawie rudera.
Powinniśmy od razu wrócić do centrum i rozejrzeć się za biletami do Moskwy, ale po tych dwóch nocach w pociągu padliśmy na pyski zaraz po wejściu do pokoju ? wcześniej zmuszając się tylko do piętnastominutowego polowania na spore stado moskitów ukrytych w zasłonach. Pod wieczór po przebudzeniu stwierdzamy, że pokój jest tym razem wyjątkowo obleśny ? wszystko dosłownie w nim gnije pokryte grubą warstwą grzyba. Kolacja w znajomej restauracji (doskonale przyrządzony ryż z warzywami) ? już nie mogliśmy się doczekać smaku chińskiego piwa za 2.5Y ? butla 0.6l.