Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indochin - 2005    Niezbyt fortunne pożegnanie z Chinami
Zwiń mapę
2005
11
sie

Niezbyt fortunne pożegnanie z Chinami

 
Chiny
Chiny, Pekin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 20625 km
 
Ponownie check out, teraz już na 100%, śniadanie i zakupy, ostatni obiad i kilka minut po 15-tej jesteśmy w biurze na dworcu i szok ? pani mówi, że jesteśmy spóźnieni, bo autobus nie odjeżdża z dworca kolejowego, tylko autobusowego w innej części miasta i powinniśmy tam być już o 14.00. Mamy już dosyć ich niekompetencji, cholera jasna, oni powinni jednak nadal pasać kozy i wyplatać koszyki. Przecież byliśmy tu wczoraj już po 14.30 i gotowi byli nas przyjąć do 16.00, poza tym ani słowem nie wspomnieli o miejscu i godzinie zbiórki. Może jednak myliliśmy się co do Chińczyków, zupełnie jakbyśmy byli z powrotem w wietnamskim biurze podróży. Tym razem już nie wytrzymałem, jeżeli nie wyjedziemy stąd dziś, to po ptakach. Awantura. A jednak różnią się od Wietnamczyków, bo pani była szczerze zmartwiona i obiecała coś poradzić, jak tylko szef wróci. Szef wrócił, zadzwonił i powiedział, że musimy dojechać do dworca taksówką na własny koszt. Mogło być gorzej. Kazał nam poczekać w poczekalni, taksówkę sprowadzi sam. To jednak naprawdę niesamowite, bo czekaliśmy w poczekalni prawie godzinę i dopiero po 16.30 byliśmy na tym dworcu. A podobno tak im się spieszyło. Azjatyckie podejście do czasu...

Przy okazji scenka, która zachwiała nasze dotychczasowe opinie o Chińczykach ? chyba jednak myliliśmy się co do poziomu intelektualnego odróżniającego ich od reszty azjatów ? prędzej pomyślałbym, że to mogło się wydarzyć w Kambodży lub Wietnamie. Szef biura wyprowadził nas przed dworzec, negocjując z szoferami najkorzystniejszą cenę w/g taksometru i pokazując na plecaki. Wszyscy kręcili głowami i odmawiali. Taksówki to duże limuzyny z pojemnymi bagażnikami, więc w czym problem? Wtedy jakiś taxi-idiota zaczął robić do mnie słodkie minki, poklepując mnie po policzkach i innych miejscach, cukierkowym głosikiem i z minką na granicy zaczepki piszczał ? hallo sir... Nie miałem czasu, by zastanawiać się, czy to jakiś ?kochający inaczej?, czy po prostu półmózg szukający guza. Tego mi jeszcze było trzeba, facet był tak męczący i bezczelny, że nie sposób było go zignorować. Wydarłem na niego pysk i podkulił na chwilę ogon, a w tym czasie jeden z kierowców zgodził się nas zabrać. Wkładając plecaki do bagażnika poczułem, że znów mnie zaczepia z tym swoim uśmieszkiem i kiedy już miałem zabrać się za niego na serio, nasz szofer machnął mi ręka w geście ?nie warto? i wepchnął mnie do środka.

Na miejscu okazało się, że ci w autokarze siedzą tam już ponad 3 godziny i nie jest im z tego powodu zbyt wesoło. Większość pasażerów to Mongołowie z setkami tobołków, które kierowcy bezskutecznie próbują upchnąć w schowkach. Starają się jeszcze zmieścić nasze plecaki i klapa odstaje otwarta pod kątem 45 stopni. Kierowca jest mimo tego bardzo z siebie zadowolony i wygląda na to, że uważa sprawę za załatwioną i autobus gotowy do jazdy, dopiero kiedy zacząłem pukać się w czoło troszkę się zreflektował i wyciągnął jeden z mongolskich tobołków polecając właścicielce zabrać go do środka. Jak dzieci, dosłownie jak dzieci...

Ostatnia symptomatyczna scenka burząca nasz poprzedni obraz Chińczyków. Kilkanaście metrów od autokaru mieściło się biuro rezerwacji biletów lotniczych, obserwując postępy w pakowaniu bagaży pomyślałem, że mam jeszcze kilkanaście minut i postanowiłem tam zajrzeć. Biuro oprócz połączeń lokalnych, według sporej, podświetlanej mapy świata z zaznaczonymi połączeniami powinno obsługiwać również loty do Europy i chciałem sprawdzić ceny. Za biurkiem siedziały dwie młode panienki ubrane w sposób mało reprezentacyjny jak dla tej profesji i wpatrzone w zawieszony na ścianie telewizor zajadały zupki instant. Na mój widok skamieniały i nawet przestały połykać, chwila ciszy i pytam, czy mówią po angielsku. Odpowiada mi zbiorowy rechot, a wykrztuszone kawałki klusek strzelają w powietrze. Dowiedziałem się wszystkiego, czego chciałem. Jeszcze raz rzuciłem okiem na profesjonalną, podświetlana mapę świata pełną modeli samolotów i linii łączących dziesiątki miast na wszystkich kontynentach, oraz loga kilku największych linii lotniczych, biurko z komputerem i rechoczące nad zupkami panienki. Biuro rezerwacji biletów lotniczych. Międzynarodowych. Szkoda, że tam wszedłem, chciałem zachować zupełnie inny obraz Chińczyków, nawet zdając sobie sprawę, że nie była to próbka reprezentatywna.

Odjazd dopiero o 19-tej, gdybym siedział w tym autokarze od 14-tej, to chyba musieliby mnie zapakować w kaftan. Autobus sypialny oznacza klimatyzację niecałe pół metra od twarzy, ale w podręcznym plecaku mam kilka przygotowanych na tę okazje foliowych torebek. Nasz sąsiad Zeew (Amerykanin) skombinował taśmę klejącą i udało się poskromić potwora, przynajmniej na jakiś czas.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005