Geoblog.pl    Liberwig    Podróże    Lądem do Indii - 2001    Kolejna granica, czyli urzędniczych patologii ciąg dalszy...
Zwiń mapę
2001
10
sie

Kolejna granica, czyli urzędniczych patologii ciąg dalszy...

 
Rumunia
Rumunia, Suceava
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 660 km
 
Po godzinie tej zabawy znaleźliśmy się po stronie rumuńskiej. Rozpoczął się następny akt komediodramatu. Raz kazano nam wysiąść z autokaru, to za chwilę wsiąść z powrotem. Ponieważ wyjście zatarasowane było stertą plecaków, każdy taki manewr wywoływał niesamowite zamieszanie, nikt też nie miał ochoty torturować kręgosłupa niepotrzebnym siedzeniem w rozgrzanym autobusie, tym bardziej, że nie wiedzieliśmy, jak długo będziemy tam czekać. Zaczęło się całkiem niewinnie, zebranie paszportów, krótkie oględziny autobusu i kiedy już mieliśmy nadzieję na rychłe opuszczenie tego przybytku urzędniczej potęgi, w celników wstąpił Belzebub i nastąpił popis biurokratycznych możliwości. Ponownie, po raz nie wiem który, kazali nam opuścić autokar, powyjmować bagaże z luków i wnętrza pojazdu. Było tego sporo, gdyż większość pasażerów stanowili młodzi ludzie z 80 litrowymi plecakami, do których podpięte były karimaty i inne tobołki drobniejszego płazu. Drugie tyle stanowiły jednak pakunki przewożone przez kierowcę i to pewnie one były przyczyną irytacji celników. Kazano nam ustawić się rzędem razem z bagażami i zaczęło się patroszenie każdego plecaka osobno. Autokar stał dosyć daleko od latarni i było na tyle ciemno (po 23.00), że sam kilka razy potknąłem się o jakiś plecak pod nogami. Świadczyło to o tym, że nie spodziewają się niczego znaleźć, ale pokazanie swojej wszechwładzy najwidoczniej musiało im sprawiać prawie orgazmiczną satysfakcję. Po kolejnej godzinie tego przedstawienia zostaliśmy odpędzeni od autokaru, który teraz już w świetle lamp poddany został dokładnym oględzinom, o ile zauważyłem, ze zdejmowaniem kół włącznie. Nie wiem, co było w paczkach przewożonych przez kierowcę, ale w końcu wróciły do autobusu i wypakowano je dopiero po przekroczeniu granicy. My tymczasem zostaliśmy zapędzeni pod siedlisko rumuńskich pasożyt... pardon, tzn. celników i zaczęły się przymiarki do kontroli osobistej połączonej z przesłuchaniami. Gdzie jedziemy, po co, na jak długo, ile mamy pieniędzy? Poznaliśmy kilku chłopaków spod Zakopanego i okolic, którzy jechali w rumuńskie góry i zaczęliśmy się naradzać, jak odpowiadać na pytania celników o ilość posiadanych pieniędzy. Ja miałem około 1000$ gotówką, zaszyte w wewnętrznej kieszeni spodni, ale nie zamierzałem się tą wiedzą dzielić ze złodziej... pardon, celnikami. Nie znam dokładnie tutejszych przepisów i chociaż jestem raczej pewien, że dozwolonego limitu nie przekraczam, to mogę się założyć, że jakieś tam paragrafy na pewno pozwalają na ?bratnią pomoc? w dokonaniu wymiany określonej kwoty na walutę rumuńską, nie wspominając o ?dobrowolnych ubezpieczeniach? większej sumy nawet, jeżeli mieści się w dozwolonej wysokości. Magda miała część pieniędzy w gotówce i część w czekach i też nie była pewna, czym się okazać. Tymczasem powód do zmartwień był zupełnie odwrotny, celnicy uznali, że część pasażerów nie posiada dostatecznej ilości pieniędzy na pobyt w Rumuńskiej Republice Dobrobytu! Byliśmy więc potencjalnymi kandydatami na żebraków, którzy na pierwszym lepszym dworcu zaczną podtykać przechodniom pod nos tekturowe pudełka. Ponieważ celnicy sprawiali wrażenie nieprzejednanych, musieliśmy się dyskretnie złożyć na dwóch chłopaków (tych spod Zakopca), aby mieli wymaganą kwotę (ok. 300$). Kiedy i ten cyrk dobiegł końca, rozłożyliśmy się na plecakach i karimatach wokół niewielkiego trawnika przy szlabanie, oczekując na przyjazd naszego autokaru, który w tym czasie został rozłożony chyba na śrubki. Magda gdzieś się zapodziała, więc z nudów nawiązałem rozmowę ze ?skinami?. Okazało się, że to po prostu członkowie obozu survivalowego z Wrocławia i ochotnicy pogotowia GOPR. Rumunię znają bardzo dobrze, jechali tą trasą nie raz (stąd ten ich brak irytacji na ?strachowki?, łapówki i inne przejawy urzędniczej inicjatywy). Granicę opuściliśmy w końcu około pół do czwartej i przed piątą, już w Suczawie, taxówką po 0.5$ od łebka podjechaliśmy na dworzec kolejowy. Jeden pociąg do Bukaresztu, odszedł o 22-ej z minutami i spóźniliśmy się nań z powodu guseł odprawianych na granicy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Liberwig
Robert Wasilewski
zwiedził 9.5% świata (19 państw)
Zasoby: 155 wpisów155 38 komentarzy38 414 zdjęć414 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.08.2001 - 06.10.2001
 
 
22.05.2005 - 20.08.2005