Następne przedpołudnie spędziliśmy osobno, było zbyt mało czasu na przemierzenie piechotą wspaniałych mostów, z których roztaczają się piękne widoki na miasto, co obiecywałem sobie od dawna. Pocieszałem się, że zrobię to w drodze powrotnej... Kilka godzin spaceru po Sultanahmed i pół do drugiej spotkałem się z Magdą pod biurem podróży. Okazało się że znowu ?daliśmy dupy?, gdyż nasze biuro było jedynie pośrednikiem i zostaliśmy zaprowadzeni do innego biura 200 metrów dalej, gdzie dopełniliśmy reszty nudnych formalności (kontrola paszportów i wiz). Tymczasem zaczął padać ulewny deszcz i kiedy podjechał furgon, aby zabrać nas do autokaru (dlaczego nie mógł podjechać od razu pod biuro?) wszyscy zaczęli się w popłochu przepychać do wejścia, żeby uchronić siebie i bagaże przed przemoczeniem. Na szczęście, kiedy po kilku minutach znaleźliśmy się przy autokarze, ulewa chwilowo zamieniła się w mżawkę, co pozwoliło nam załadować się do autokaru bez konieczności wyżymania plecaków. Podróż miała trwać ponad 50 godzin i zostawienie w schowku nasiąkniętych wodą ubrań z pewnością nie wyszłoby im na dobre. Ponieważ prawie 100% pasażerów stanowili Irańczycy, natychmiast znaleźliśmy się w centrum uwagi. Dosłownie co chwila któryś z Irańczyków wynajdywał powód, aby przejść koło naszych foteli i z bliska nam się przyjrzeć, a szczególnie Magdzie. Co prawda Magda była ubrana w długą do kostek spódnicę, a na głowie miała wzorowo zawiązaną chustę okrywającą włosy, niemniej dosyć wyraźnie odznaczała się na tle irańskich kobiet, przypominających zakonnice z klasztoru o nadzwyczaj zaostrzonym rygorze. Szczególną aktywność na tym polu wykazywał pewien młodzieniec, który co chwila próbował nawiązać z nami rozmowę rozpaczliwie poszukując w pamięci angielskich słówek. Usiłował też zająć miejsce za nami mimo, że kierowca dosyć stanowczym ruchem wskazywał mu fotel z przodu autokaru. Zaczął nam opowiadać, że jego ojciec jest bardzo ważną figurą w irańskim wywiadzie, i że pomoże nam załatwić wszystko, co tylko chcemy (chodziło o przedłużenie wizy Magdzie ? miała tylko 5- dniową, ja 10.) Naturalnie zapraszał nas do domu, gdzieś daleko na północy kraju, na co my mając już doświadczenia z zaproszeniami, odpowiadaliśmy, że mamy za krótkie wizy. Jednak on dalej plótł swoje i bez przerwy dopytywał się o status cywilny Magdy, która nie mając ochoty na jego zaloty, przedstawiła się jako moja żona. Młodzieniec do tej pory traktujący mnie trochę lekceważąco (delikatnie spychał mnie z fotela, aby się przysunąć do Magdy i przerywał mi w połowie słowa, żeby tylko Magda coś do niego powiedziała) nabrał nagle respektu. W każdym razie na tyle, aby zejść mi z kolan i każdą próbę rozmowy z Magdą poprzedzić pytaniem mnie o zgodę. Od razu wydał mi się niesympatyczny i lekko stuknięty. Kiedy tylko kierowca lub któryś ze starszych pasażerów wskazywał mu jego fotel i upominał o powrót na miejsce, robił głupkowate miny i naśmiewał się za plecami. Zastanawiałem się, czy do mnie też robi takie głupie miny, kiedy się odwrócę, podczas gdy patrząc mi prosto w oczy, jego twarz przybierała wyraz wręcz pątniczej pokory. W końcu jednak miarka się przebrała, kierowca jak i inni pasażerowie (bądź co bądź, irański autobus, podobnie jak pokład statku, stanowi jakby terytorium Iranu) widząc jego niezdrowe zainteresowanie Magdą, siłą usunęli go zza naszych pleców i posadzili na miejscu. Nie wiem, czy jego krzyki były groźbami miotanymi w imieniu ojca na bardzo ważnym stanowisku w wywiadzie, jeżeli nawet, to kierowca najwyraźniej się nimi nie przejął i w końcu ruszyliśmy. Ponownie zaczęło lać. Dopiero, gdy wyjeżdżaliśmy ze Stambułu przekonałem się, jak wielkie jest to miasto. Minęliśmy dwa mosty i prawie godzinę kluczyliśmy ulicami zanim wjechaliśmy na autostradę. Przed nami najdłuższy odcinek podróży. Autokar jest komfortowy, poznaliśmy miłego Irańczyka (lekarza) z rodziną, jego półtoraroczny maluch raczkujący między fotelami po całym autobusie, to jak na razie jedyna atrakcja, na jaką możemy liczyć. Sama podróż raczej nudna, już po opuszczeniu Stambułu za oknami roztacza się krajobraz prawie księżycowy, bardzo rzadko nadarza się okazja do zaczepienia wzroku. No cóż, to autokar rejsowy, a nie turystyczno - widokowy, trzeba to będzie jakoś wytrzymać.