Kolejny dzień. Uwielbiam ananasy. Soczyste i dojrzałe, w Polsce jadłem kilka razy małe, zielone, niedojrzałe i cierpkie skorupy. Dopiero teraz doceniam ich smak. Każdego dnia na plaży, znajoma Hinduska, jedna z dziesiątek sprzedawczyń owoców z koszem na głowie, przynosi mi spory egzemplarz, wprawnymi ruchami maczety nie dotykając owocu palcami obiera go i podaje mi na tacce gotowy do jedzenia - 20 Rs. Jak zwykle nie zdarza mi się dojeść całego do końca, Duncan, Mopa, Eric lub oba moje ?japońskie numery? zeżrą mi połowę. Cholera nie mogą sobie kupić, nie stać ich na ananasa? Ale prawdziwą ceremonią kulinarną jest dopiero kolacja. Przed każdą restauracją na stołach leżą świeże ryby o niesamowitych kształtach i kolorach, widywane dotąd tylko w telewizji. Do tego kalmary, ośmiornice i inne barakudy. Żaden restaurator nie przepuści spacerującemu gościowi i mijając kolejne knajpy słyszę judzące głosy ?80 Rs, full dinner, OK sir - 75 Rs! Only for You! Go please!? To ceny wywoławcze za kolację z ryby, kalmary i inne wynalazki zaczynają się od 100 Rs. Do tego porcja ryżu lub makaronu i kilka rodzajów sałatek. Można się umówić i jeżeli będziesz jadł przez cały pobyt w jednej restauracji możesz dostać 10% zniżki. Jestem już doświadczonym misiem i licytuję do upadłego, nie schodzę powyżej 70 Rs za rybę i 85 za kalmara. Czasami ryby są tak duże, że zamawiamy jedną porcje na dwie osoby i wystarcza na styk.
Wieczorem słuchaliśmy przemówienia prezydenta Busha. Zakomunikował, że wywiad już ustalił, kto dokonał tej masakry i winni zostaną surowo ukarani. Ameryka otrzymała potężny cios, ale nie nokaut i teraz przyjdzie czas poniesienia konsekwencji dla sprawców tej zbrodni. Razem z Amerykanami i Anglikami brawami nagrodziłem jego wystąpienie. Sprawiał wrażenie człowieka, który wie co mówi, i co ma robić. Jedno mnie tylko niepokoi, w przemówieniu padła nazwa państwa Afganistan. Afganistan, Pakistan to nie tak daleko, ciepło, ciepło, gorąco... Którędy będę w razie czego wracał? Cholera.